Lizz, czyli prefekt naszego domu, wyprowadziła nas z Wielkiej Sali i poszliśmy po marmurowych schodach do naszej wieży. Szliśmy przez korytarze, gdzie na ścianach wisiały portrety które się ruszały. Nie byłam nimi ani zaskoczona, ani zaciekawiona, ponieważ miałam już kiedyś z nimi styczność. Przeszliśmy przez ukryte drzwi, które rozsuwały się za panelami i wyblakłymi arrasami. Szliśmy jeszcze kilka minut, a ja zaczęłam się przejmować tym, z kim będę w sypialni. Przecież Hugo jest chłopakiem i na pewno nas rozdzielą. Trafie do pokoju z nie znajomymi mi dziewczynami. Nagle zaczęłam się wszystkim przyglądać. Dziewczyna, która stała przede mną w szeregu, o krótkich czarnych włosach, trochę mnie wystraszyła. Szła między chłopakami, zgarbiona a w ręku wymachiwała lekceważąco różdżką. Może znała się na zaklęciach i urokach? Muszę nie zachodzić jej za skórę. To jest pierwsza rzecz jaką zanotowałam sobie w Hogwarcie, prócz tego, że nie można rzucać zaklęć na przerwach, czy wchodzić do lasu. W końcu się zatrzymaliśmy. Na samym końcu korytarza wisiał portret grubej kobiety o różowej, jedwabnej sukni.
- Hasło? - zapytała.
- Wieprzowe ciasteczka. - odparła Lizz, a połowa pierwszoroczniaków zachichotała.
Portret usunął się, ukazując okrągłą dziurę w ścianie. Wszyscy przez nią przeszli i wtedy znaleźliśmy się w pokoju wspólnymze Gryffindoru: przytulnym, okrągłym pomieszczeniu pełnym wysiedzianych foteli.
- Aby dostać się do pokoju wspólnego, trzeba podać hasło dla Grubej Damy. Brzmi ono: Wieprzowe ciasteczka. Co jakiś czas hasła się zmieniają, ale nie martwcie się. Zostaniecie poinformowani. - powiedziała Lizz. - Tu są drzwi do dominatoriów dziewcząt, a tu chłopców. Tam znajdziecie swoje kufry i zwierzaki, oraz nowe mundurki. Możecie już się rozejść.
Wskazała obie pary drzwi, a wszyscy zaczęli do nich wchodzić. Rozejrzałam się po pokoju wspólnym. Na fotelach przy samym kominku siedział mój brat James z kolegami. Zawahałam się. Podejść czy nie? Zauważyłam Hugona i podbiegłam do niego.
- Hugo, chciałam ci powiedzieć dobranoc, oraz to że poczekaj tutaj na mnie rano, jak wstaniesz. Nie idź sam na śniadanie.
- Albo na odwrót. Ty zaczekaj na mnie.
- No właśnie. Okej. Jak myślisz podejść do Jamesa?
- Po co?
- Nie znam jego kolegów...
- Jak wolisz, ja padam. Idę spać. Obżarłem się i teraz myślę tylko o łóżku.
- Dobranoc Hugo.
- Branoc. - odszedł do drzwi prowadzących do dominatorów.
Wzięłam się na odwagę i podeszłam do Jamesa.
- Lily! Gratuluje, jesteś gryfonką! Nie to co ten nasz brat wyrzutek.
- James! - spojrzałam na niego spode łba.
- Przecież to prawda. Ale okej. Freda znasz, rzecz jasna. A to jest Nick. - Nick grzecznie podał mi ręke na przywitanie.
Dla wyjaśnienia Fred, to jest mój kuzyn. Moja mama ma brata Georga, który ma żonę Angelinę, a to jest ich syn.
- Cześć jestem Lily. -mruknęłam.
- Czy ty nie powinnaś spać? Idź do dormitoriów! Dobranoc, słodkich koszmarów.
Spłoszona odeszłam od nich i weszłam po spiralnych schodach, gdzie po drodze znalazłam swoją sypialnię. Weszłam i zauważyłam cztery łóżka.
- Cześć, jestem Alice. Alice Knight. - wyskoczyła jedna z dziewczyn.
- Jestem Lily. Lily Potter.
- Zostało ci jedno łóżko, nie było cie, a my nie wiedziałyśmy co zrobić. Więc nie pozostało nam nic innego, więc zajęłyśmy sobie po jednym.
- To moja wina. Rozmawiałam z bratem.
- W porządku. Więc tam, ta śpiąca to Kate. Rano ją poznasz. A to...
- Jestem Julie. - powiedziała dziewczyna siedząca po turecku w piżamie na łóżku.
- Lily. Miło mi cię poznać.
- Chodź, zostało ci łóżko obok mnie.
Rozejrzałam się po sypialni i dopiero zauważyłam, że łóżka są barwy złota i mocnej czerwieni. Mają kolumienki w rogach, między którymi wiszą szkarłatne zasłony. W sypialni były trzy okna, zakończone owalnie. Przez panujące tu kolory, czułam się tu przytulnie i bezpiecznie. Kufry stały przy łóżkach. A na moim łóżku leżała Stella! Rozpromieniłam się na jej widok.
- Stella!
Podbiegłam do niej i zaczęłam ją czule głaskać. Zaczęła cicho mruczeć.
- Piękna kotka. - powiedziała Julie.
Uśmiechnęłam się do niej. Wyjełam z kufra piżamę i poszłam się przebrać, wyszczotkować zęby i rozczesać włosy. Gdy wróciłam, zauważyłam, że Alice już śpi. Wpakowałam się do łóżka, a Stella zmieniła miejsce spania, na moje nogi. Zasłoniłam z każdej strony zasłony, ale zanim skończyłam zasłonić tą od strony Julie, ona się odezwała:
- Dzień pełen przygód, co? Ciekawe jak będzie jutro. - szepnęła.
- Hm, ciekawe. Jutro dostaniemy rozkłady lekcji. Mam nadzieję, sobie jakoś poradzę.
Zostawiłam nie zasłoniętą jedną zasłonę i wdałam się w rozmowę z Julie.
- Ja też.
- Masz sowę? Albo jakiegoś zwierzaka? - zapytałam.
- Mam. Mam sowę. Nazywa się Pler. Jest malutka, ale wspaniała. Mojej babci sowa złożyła jaja i Pler jest jednym z tych sówek.
- O, jak słodko. Masz rodziców czarodzieji?
- Mam mamę, a z tatą mam słaby kontak, ale wiem, że jest zwykłym mugolem. Moi rodzice się rozwiedli. Mam jeszcze dwóch starszych braci.
- Och! Ja też mam dwóch starszych braci. Jamesa i Albusa. Al jest jako jedyny w Slytherinie.
- Mój brat Adrian, jest charłakiem. O ile można go tak nazwać. Aż wstyd się przyznać. Ale ja go nie lubię i to, że nim jest, mnie pociesza. Zawsze jest we wszystkim najlepszy. Norbert jest tu w Hogwarcie, na szóstym roku.
- Adrian? Wow. Nigdy się nie spotkałam z takim imieniem. - zdumiałam się.
- Wiem, nie jest z tych codziennych. A twoi bracia, na których są rokach?
- James na czwartym, a Albus na trzecim.
- Mogę cię o coś spytać?
- Śmiało.
- Jesteś córką Harry'ego Pottera?
- Tak.
- Aha. Alice z Kate nad tym dyskutowały. Ja wiedziałam, że jesteś. Twoja mama grała w Harpiach z Holyhead jako ścigająca i zapamiętałam jej twarz, jak cię zobaczyłam podczas ceremonii tiary przydziału, od razu wiedziałam, że jesteś jej córką.
- Lubisz Harpie?
- Tak, bardzo.
- Ja też.
- Nie dziwię się. - zachichotała cicho, a ja do niej dołączyłam.
Poczułam się przy niej naturalnie. Widać było po niej, że tak jak ja lubi rozmawiać. Gadałyśmy jeszcze przez chwile, dopóki nie ziewnęłam, a ona jak zarażona, zaraz po mnie.
- Dobranoc.
- Słodkich snów. Dobranoc. - odpowiedziałam i przytuliłam się do poduszki.
Odpłynełam w głęboki sen, już po kilku minutach.
Nazajutrz, wstałam w świetnym humorze. Usiadłam na łóżku i zauważyłam, że Stella stoi pod drzwiami - chce wyjść. W sypialni nie ma już Alice. Julie śpi, a dziewczyna o kasztanowych włosach, Kate, ubrana grzebie się w kufrze. Idę jej przykładem i wyjmuję bieliznę, mundurek i szaty oraz kosmetyczkę z ręcznikiem.
- Cześć. - mruknęłam.
- O! Lily, tak? Jestem Kate Way.
- Lily Potter.
- Wiem, Alice mi mówiła. Miło mi cię poznać.
- Nawzajem. Schodzisz na śniadanie?
- Tak. Alice na mnie czeka.
- W porządku. To ja idę się wykąpać.
- Do zobaczenia później.
Odpowiedziałam jej uśmiechem i wyszłam do łazienki. Wziełam prysznic, umyłam i wysuszyłam włosy, ubrałam się i wyszłam, a w sypialni spotkałam Julie. Z kosmetyczką, ubraniami oraz ręcznikiem wybierała się do łazienki.
- Wolna. - uśmiechnęłam się.
- Dziękuję. Jak się spało?
- Cudownie. Pierwsza noc, a ja już się przyzwyczaiłam.
- Ja też. To dobry znak.
- Poczekać na ciebie?
- Jak chcesz.
Przepuściłam ją do łazienki, a sama podeszłam do łóżka. Do szafki nocnej wsadziłam kilka najważniejszych rzeczy. Typu: zdjęcie rodzinne, fasolki wszystkich smaków, gumki i spinki do włosów, oraz kilka książek. Po pietnastu minutach, wyszła Julie i razem zeszłyśmy do pokoju wspólnego. Usiadłyśmy wygodnie w fotelach i czekałyśmy na Hugona. W czasie jego nie obecności rozważałyśmy nad nowymi lekcjami. Gdy pojawił się rudzielec, zrobiło się dziwnie.
- Hugo, to jest Julie. Julie, poznaj Hugona, mojego brata.
- Miło mi cię poznać.
- Mhm. Mi cię też. Głodny jestem, idziemy na to śniadanie?
- Pewnie, chodźcie.
Hugo zachowywał się oschle w stosunku do Julie. To było nie fair. Co ona mu zrobiła?
Zeszliśmy do Wielskiej Sali w ciszy. Z trudem udało nam się odtworzyć wczorajszą trasę, aby się do niej dostać. Mój kuzyn co chwilę patrzył spode łba na Julie. Nie podobało mi się to. Gdy zajęliśmy miejsca, obok Julie dosiadła się Rosie z Louis'em.
- Witajcie. - powiedziała moja kuzynka.
- Cześć Rose. Cześć Louis. - przywitałam się.
Hugo milczał.
- Rose, Louis, to jest Julie. Jesteśmy razem w dormitorium. Julie, to moi kuzyni. Rose Weasley, starsza siostra Hugona i Louis Weasley. Moja mama ma starszego brata Billa, a to jest jego syn. Czyli mój kuzyn.
- Miło mi was poznać. Jestem Julie Foy.
- Rose Weasley, tak jak Lily mówiła. - podały sobie dłonie.
- Louis.
- Julie.
Spojrzałam na Hugona. Nadal był jakiś taki obrażony i nakładał sobie na talerz jakąś papkę.
- Widzieliście może Jamesa? Fred go szuka i my mu pomagamy. Albo Scopiusa z Albusem? Ich też od rana nie widziałam.
Pokręciłam głową. Ich wszystkich dziś jeszcze nie widziałam.
- Okej. To ja idę do znajomych. Cześć. - powiedział Louis i odszedł.
Rose usiadła tyłem do stołu i szukała ich wzrokiem. Po kilku sekundach wstała i podeszła do stołu ślizgonów.
- Mmm. Jakie to pyszne. Kocham te jedzenie! W Hogwarcie jest najlepsze. - powiedziała Julie, rozglądając się po stole.
Spojrzałam na Hugona, od razu się ożywił i brzydki grymas zeszedł z jego twarzy.
- Fakt! Jest wyśmienite! Próbowałaś tych lukrowych ciasteczek? Szkoda, że na śniadanie ich nie dają!
Mój kuzyn i Julie wdali się w dyskusje o jedzeniu, a ja wyłączyłam się z rozmowy. Rozejrzałam się po sali. Albus, Scorpius i Rose już siedzieli przy stole ślizgonów. Na samym początku stołu gryfonów siedziały razem Alice i Kate. Nie chciałam przechodzić całego stołu, aby obok nich usiąść i nie chciałam też zostawiać samego Hugona, więc nie pozostawało mi nic innego, jak zostać tutaj. Nałożyłam sobie na talerz jakąś papkę, co się później okazało była to gęsta zupa mleczna. Bardzo dobra. Nie chciałam o tym mówić głośno, aby szybciej zakończyć dyskusję kuzyna z Julie. Jadłam powoli rozglądając się we wszystkie strony. Gdy szedł w naszą stronę profesor Longbottom, Rose jak duch usiadła obok mnie.
- Dzień dobry. To są wasze plany lekcji. Są one aktualne przez cały rok szkolny. Pierwszoroczni pewnie nie wiedzą, ale jestem opiekunem gryffindoru. Nazywam się profrsor Neville Longbottom.
Rozdał każdemu plan lekcji i po całej Wielkiej Sali wybuchło zamieszanie. Spojrzałam na swój. Dziś jest poniedziałek, a więc pierwszą lekcją jest transmutacja, potem mam naukę latania na miotłach, a później mam opieke nad magicznymi zwierzętami i po lunchu zaklęcia. Nie jest tak źle pomyślałam. Miałam głęboką nadzieje, że z wszystkim sobie poradzę. A szczególnie z opanowaniem miotły. Bardzo mi na tym zależy.
- Rosie. - zwróciłam się do kuzynki.
- Tak?
- Al opowiadał mi o nauczycielce o nazwisku Thomson, czego uczy?
- Transmutacji. Nie martw się, pierwszy tydzień ocenia osobę, więc musisz być grzeczna i tak dalej. Potem chodzbyś nie wiem co zrobiła, i tak będzie cię widzieć tak samo. A pracami domowymi się nie martw. Możemy razem odrabiać w bibliotece.
- Serio? Pomożesz mi? Gdzie jest ta biblioteka? Nie moge się doczekać.
- To jeszcze dziś spotkamy się w bibliotece. W jakie dni masz transmutacje?
- Dziś, w środę i w piątek.
- Świetnie, ja podobnie. Tylko, że zamiast piątku mam czwartek. Ale to nic.
- Okej, a jaka jest profesor Jelly?
- Miła i stanowcza. Wie czego chce.
- Okej, dzięki za pomoc.
- Do usług. Wracam do chłopców.
Rose odeszła do stołu ślizgonów, a ja dołączyłam do dyskusji Julie z Hugonem na temat planu lekcji.
- Ej, ja już sporo wiem. - odezwałam się.
- Co wiesz? - zapytała Julie.
- Pani Jelly jest miła i stanowcza...
- Jest! - przerwał mi Hugo.
- Pani Thomson jest według Albusa wredna wrzeszczy i zadaje mase prac domowych, ale Rose powiedziała mi, że ona ocenia osobę przez pierwszy tydzień, a później nawet jak coś zrobisz i tak ma te same zdanie o tobie. Więc to plus. Neville i Hagrid są spoko. Tyle wiem.
- To i tak dużo wiemy jak na sam początek.
- Ale... jak my znajdziemy klasy? - odezwał się Hugo.
- Właśnie! Zapomniałam o tym. Zjedliście już? Musimy znaleźć klasę od transmutacji. Nie możemy się spóźnić pierwszy raz, szczególnie do niej!
- Masz rację, chodźmy. - poparła mnie Julie.
Wstaliśmy od stołu i poszliśmy w stonę wyjścia z wielkiej sali. I już na progu stanęliśmy jak wmurowani, ponieważ nie wiedzieliśmy gdzie iść.
- Co teraz? Gdzie teraz? Którędy? - spanikował Hugo jako pierwszy.
Obie wzruszyłyśmy ramionami. Rozejrzałam się za kimś znajomym. W ułamku chwili zobaczyłam krótkie rudo-czarne włosy. To Molly, moja kuzynka, wychodziła z koleżankami z wielkiej sali. Podeszłam do niej z nadzieją.
- Molly?
- Lily! Cześć! Co tam u Ciebie?
- Ahm. W sumie nic ciekawego. Mogłabyś mi pomóc?
- Oczywiście. - powiedziała i poprawiła okulary, które spadały jej z nosa.
- Gdzie jest sala od transmutacji?
- Na pierwszym piętrze.
- Dziękuję. To ja lecę, bo się spóźnię. - i pobiegłam w stronę przyjaciół.
- Powodzenia! - usłyszałam z daleka.
Razem dostaliśmy się na pierwsze piętro i weszliśmy do sali transmutacji. Znajdowała się pomiędzy dwoma wysokimi kolumnami.
Nauczycielki jeszcze nie było, więc cała klasa swobodnie rozmawiała. Usiadłam z Hugonem w jednej ławce i czekaliśmy kilka minut na rozpoczęcie lekcji.
Tak jak przeczuwałam, to była jedna z najgorszych lekcji, jakie mogłyby być. Już na samym początku pani profesor pokazała jaka jest. Przez całą lekcję pisaliśmy reguły, wskazówki i inne istotne rzeczy, które będą nam potrzebne. Pisaliśmy tak długo, że na chwilę musiałam się zatrzymać i rozmasować rękę, a wtedy pani się na mnie rzuciła. Nie dosłownie oczywiście.
- Młoda panno, czy wydałam polecenie, które światczyłoby o zaprzestaniu pisaniu?
- Nie pani profesor.
Podeszła do mnie bliżej. I szepnęła:
- Jak się nazywasz?
- Potter Lily. - odparłam spanikowana.
- Ach, ta Potter. Z tego co się orientuje twój brat James świetnie sobie radzi z transmutacją, Albus również nie najgorzej. A ty? Zobaczymy. Proszę dalej pisać! - powiedziała głośniej, do całej klasy.
Spuściłam głowę i dokończyłam pisanie. Pani Thomson dyktowała nam jeszcze chwilę, a potem zamieniła swoje biórko w księgę, a księgę w biórko. Zrobiło to na mnie duże wrażenie, podobnie jak na innych, ale nadal byłam od stóp do głów spanikowana. Gdy zostało ostatnie dziesięć minut lekcji, każdy otrzymał zapałkę, którą musieliśmy zamienić w igłę. Każdy trudził się do końca lekcji, ale nikomu się nie udało. Więc profesor Thomson zadała nam prace domową. Mamy napisać, jakie błędy popełniliśmy, dlaczego nasza zapałka nie stała się igłą. Oraz oczywiście na następną lekcję musimy umieć ją zamienić.
Jako jedna z pierwszych wyszłam z klasy i poszłam śladami innych pierwszoroczniaków. Szybko dogonili mnie Julie i Hugo. Razem poszliśmy na kolejną lekcję. Latanie na miotłach. Wyszliśmy na trawnik przed zamkiem. Słońce już wisiało nisko nad nami. Na łące przy linii Zakazanego Lasu, stali już ślizgoni. Dołączyłam do grupy i jako pierwsza zauważyłam lecącą na miotle nauczycielkę o czerwonych, krótkich włosach.
- Witajcie na lekcji latania na miotłach. - rzuciła, lądując.
- Dzień Dobry pani profesor - powiedzieliśmy wszyscy chórem.
- Tam jak widzicie leżą miotły. Macie stanąć po lewej strony miotły! Leworęczni niech staną po prawej stronie. - mówiła energicznie. - No dalej, szybciutko! Gotowi? No to teraz wyciągnijcie prawe dłonie i powiedźcie "Do mnie!"
- Do mnie! - ryknęli wszyscy.
Moja miotła się zachwiała w powietrzu, ale szybko wpadła mi w ręke. Rozejrzałam się. Nie wszyscy mieli miotły w rękach. Uśmiechnełam się triumfalnie. Odziedziczyłam talent po mamie i tacie. Na pewno. Postawiłam miotłe pionowo, cały czas mocno ją trzymając. Miotła Julie, ani drgnęła. Zaś miotła Hugona na moich oczach znalazła się w jego dłoni. Później, gdy już każdy miał miotłę w ręku, pani Jelly pokazała nam jak ją dosiąść. Potem przeszła wsród nas, aby popoprawiać nasze postawy, chwyty, pozycje. Obok mnie i Hugona przeszła w ciszy skiwając głową.
- Nie jest tak źle! A teraz na mój gwizdek każdy odepchnie się mocno nogami od ziemi! Utrzymujcie miotły w równowadze, wzniesiecie się na kilka stóp i lądujcie, wychylając się lekko do przodu. Zrozumiano? No to na mój gwizdek. Raz... Dwa... Trzy!
Skupiłam się i po usłyszeniu gwizdka, odepchnełam się nogami od ziemi. W powietrzu czułam się tak swobodnie, tak naturalnie. Zgodnie z zaleceniami, wylądowałam równie czysto.
Do końca lekcji uczyliśmy się zakręcać, podlatywać wyżej i lądować. Wszystko szło mi płynnie i ładnie. Podobnie dla Hugona. Julie nie radziła sobie w ogóle, a czarnowłosa dziewczyna, ta której się lekko bałam, zwaliła drobniutką dziewczynkę i zabrali ją do skrzydła szpitalnego. Od tamtej pory boje się jej jeszcze bardziej. Zauważyłam też, że jest ślizgonką. Ale nie ma to dla mnie większego znaczenia. Po lekcji latania na miotłach, mieliśmy krótką przerwę. Pobiegłam przepakować torbę szkolną i razem z Julie poszłam na opiekę przed magicznymi zwierzętami. Hugo został w pokoju wspólnym pytając starszych, czy nie wiedzą gdzie jest kuchnia. Nie interesowałam się tym za bardzo, ale kazałam mu obiecać, że się nie spóźni na lekcję z Hagridem. Całą grupką, znów ze ślizgonami stałam przed chatką pół olbrzyma. Zostało nam jeszcze kilka minut, zanim ponownie usłyszymy dzwon, ogłaszający kolejną lekcję. Razem z Julie patrzyłyśmy na piękne, bialutkie i puchate chmury, i mówiłyśmy która chmura, co nam przypomina. Śmiałyśmy się przy tym często, dopóki nie usłyszałam swojego imienia z daleka. To Hugo biegł prosto do nas. Jego rude włosy latały na każde strony. Był cały rozpromieniony. Na pewno dowiedział się gdzie jest kuchnia, pomyślałam. Zrobił kilka susów i już stał cały zadyszany przed nami.
- Lily! Julie! Już wiem! Wiem gdzie jest... - rozejrzał się, a potem powiedział szeptem: - Kuchnia. Wiem gdzie jest kuchnia. A ty Lily! Mam do ciebie wiadomość od Rose. Macie się spotkać po obiedzie w bibliotece. Będzie tam na ciebie czekać.
- Świetnie. A gdzie jest ta twoja wymarzona kuchnia? - skomentowałam radosna.
- Jest w podziemiach, troszkę dalej niż pokój wspólny Hufflepuffu...
- Wow! Wiesz gdzie jest ich pokój wspólny?
- Teraz wiem. Na samym końcu korytarza jest obraz przedstawiający wielką srebrną misę z owocami. Trzeba pogłaskać palcem wielką zieloną gruszkę. Za nią jest kuchnia! Wiem nawet, że pracują w niej skrzaty domowe, powiedziała mi to kiedyś mama.
- Kiedy się tam wybieramy?
- W piątek? Idziesz z nami Lily?
- Idę, idę.
Hugo, nagle usiadł na trawie, a ja za jego przykładem obok niego. Julie również usiadła, a ja zobaczyłam Hagrida przez okno. On również mnie zobaczył. Uśmiechnął się, a potem zabił dzwon. Rozpoczęła się kolejna lekcja. Hagrid wyszedł ze swojej chatki i kazał za nim iść. Poszłam praktycznie na przodzie, za drobną dziewczynką, która została zwalona z miotły.
Poszliśmy nad jezioro. Hagrid sprawdził jako pierwszy obecność, a potem opowiadał o wodnych zwierzętach. Lekcja minęła szybko, a po niej pół olbrzym, zaprosił mnie, Hugona i Julie do niego na herbatkę w sobotę. Przyjęliśmy propozycję i poszliśmy na lunch. Po lunchu mieliśmy ostatnią na dziś lekcję Zaklęć, z małym profesorem. Dzięki pomocy Lizz, dotarliśmy do sali bezproblemowo.
Profesor Flitwick, na początku lekcji przeczytał listę i z niedowierzaniem zatrzymał się przy mnie. Uznałam, że nie dowierzał, że tato bądź mama mają córkę. Na Hugona zareagował spokojniej.
Przez całą lekcję uczyliśmy się wymachiwać różdżką i wypowiadać formułki zaklęć. Po godzinie zaklęć, wracałam do wieży Gryffindoru. Razem z Hugonem, analizowaliśmy, która lekcja była najprzyjemniejsza, a która najokropniejsza. Akurat wyrażałam swoje zdanie na temat lekcji transmutacji, kiedy nagle jakby wyrosła z pięknej boazerii pani Thomson:
- Transmutacja, była najcięższa. Przestraszyłam się tej pani profesor...
- Panno Potter, mi również lekcja z tobą nie minęła cieplutko. Jak widać masz słabe zdolności co do transmutacji, skoro nie umiesz zamienić zapałki w igiełke. No cóż, nie każdy się rodzi idealnym, ale co jak co, ale twoi bracia mają do tego pałeczkę, więc od ciebie się tego też oczekuję. Twoimi rodzicami przecież są Harry i Ginerva Potter!
Stanęłam jak wmurowana, cała dygotałam. Na mojej twarzy kwitł szkarłatny rumieniec. Opuściłam głowę i patrzyłam na swoje buty. Czułam się okropnie.
- Widzę, że nie masz nic do powiedzenia. Dowidzenia. - powiedziała zirytowana pani Thomson i odeszła, a jej buty było słychać jakiś czas, aż nie zniknęła z pola widzenia.
Zamknęłam oczy, miałam ochotę się rozpłakać. Zostałam upokorzona, oraz czułam się beznadziejnie. Moi bracia świetnie sobie radzą z transmutacją, a ja? Jestem okropna. Nic nie umiem. Tak właśnie zaczęłam pobyt w Hogwarcie.
Zakryłam twarz rękoma, nie chciałam się rozpłakać przy Julie. Nie wiedziałam jak zareaguje. Oparłam się o boazerię, a wtedy poczułam na plecach dłoń. Ktoś mnie przytulił. Spod spuszczonych włosów zauważyłam, że to właśnie brązowooka Julie. Hugo również mnie do siebie przytulił.
- Nie przejmuj się! Nikt nie zamienił zapałki w igłę! Ty też jesteś uzdolniona, jak nie z transmutacji to na pewno z czegoś innego! - pocieszał mnie.
- Właśnie, świetnie sobie radziłaś na lekcji z panią Jelly! - dodała Julie.
- Ale i tak zawsze będe pod płaszczem! Zawsze będą mnie widzieć pod nazwiskiem Potter! Zawsze będę gorsza od braci. Jestem beznadziejna! - krzyknęłam, a z moich oczu popłynęły słone łzy.
Chciałabym tylko powiedzieć, że dedykuję ten rozdział mojej przyjaciółce Martynie. Gdyby nie ona, nie byłoby tego blogu. ;3
Dziękuję również moim czytelnikom. Każdy komentarz sprawia mi wielką przyjemność. Więc zapraszam do komentowania ;>
Super ;3
OdpowiedzUsuńzgadzam się z osobą powyżej :3
OdpowiedzUsuńoh, dziękuję za dedykację! <3
OdpowiedzUsuńOpowiadania ogółem bardzo fajne :) znalazłam link na blogu Hermiony Riddle i pomyślałam "czemu nie" ! Lubie fanfiction o nowej generacji i twój mi się spodobał tylko mam pewne zastrzeżenia:
OdpowiedzUsuń*1 - powtarzasz często słowa przez co osoba, która to czyta odnosi wrażenie ciągłej powtórki, chyba wiesz o co mi chodzi :)
*2 - literówki. Popełnia je każdy i to normalne, ale czasem możesz jakieś wyłapać czytając rozdział przed opublikowaniem.
*3 - musisz rozkręcić fabułę ! Przydałoby się więcej wątków np.: miłość Rose i Scorpiusa albo Lily i kogoś tam ;) możesz też wymyślić przygodę albo dodać coś od siebie, ponieważ szczerze powiedziawszy czasami czuję się jakbym czytała "Harrego Pottera i Kamień Filozoficzny"
*4 - nie zniechęcaj się przezemnie do pisania ! To tylko moja objektywna sugestia i porada :) ja też nie jestem idealna i na pewno popełniałam więcej błędów od ciebie :)
Na pewno będę czytać bloga !
Zapraszam również do siebie na www.grangermalfoy.blogspot.com
~ Leno.
Leno, dziękuję za opinię. Zawsze szanuję sobie zdanie czytelnika i staram się poprawiać. Mam nadzieję, że będziesz czytać tego bloga. Co do punkcików;
OdpowiedzUsuń*2 - Nie wiem, czy jeszcze jakieś się pojawiają, bo tak jak napisałaś, kilka razy przed opublikowaniem sprawdzam, ale nie mam tych czerwonych kresek, więc nie wiem o co tu chodzi.
*3 - Fabuła się już zacznie rozkręcać od kolejnego rozdziału
Pozdrawiam. :)
Wiem, że jestem zacofany, ale planuję przeczytać wszystkie rozdziały, a póki co, wyłapałem kilka błędów.
OdpowiedzUsuńLiterówek nie będę wypisywał, bo to zdarza się każdemu, ale znalazłem jeden poważny błąd.
- Hugo, to jest Julie. Julie, poznaj Hugona, mojego brata.
Czy Hugon był bratem Lily? Chyba kuzynem.